Antyradar: czy może być legalny?
Kierowcy znają różne sposoby na to, aby uniknąć mandatu. Najbardziej popularnym z nich jest CB-radio, ale jeśli jedziemy za granicę, ten środek staje się nielegalny. Zamiast tego, na terenie niektórych państw, zupełnie zgodnie z prawem można jednak korzystać z antyradarów.
Polska to pod względem tworzonych tu przepisów bardzo dziwny kraj. Kierowca znad Wisły co prawda może używać CB-radia, ale różni się ono od tego, z jakiego korzystają inni Europejczycy. Ze względu na obecność starych radiotelefonów częstotliwości działania CB-radia zostały przesunięte o 5 kHz w dół. Nie można więc używać ich za granicą o ile nie mają przełącznika zmieniającego tryb działania. W wielu krajach można natomiast legalnie używać antyradaru, który w Polsce w zgodzie z prawem można jedynie posiadać. Zabronione jest także przewożenie go w stanie gotowym do użycia. Jak działa to urządzenie? Antyradary wykrywają fale radiowe emitowane przez sprzęt pomiarowy drogówki lub wysyłane przez fotoradary. Wydaje się, że to najlepszy środek zabezpieczający przed mandatem? Nie do końca. Okaże się on nieskuteczny w konfrontacji z laserową „suszarką” i radiowozem z wideorejestratorem. Lepiej też kupić nieco droższe urządzenie. Za ok. 500 złotych można kupić antyradar, który raczej nie reaguje na sygnały radiowe
wysyłane przez alarmy budynków czy systemy automatycznego otwierania drzwi wejściowych.
W niektórych państwach Europy korzystanie z antyradaru jest dozwolone, jednak w większości mogą czekać nas za to nieprzyjemne konsekwencje. W Serbii co prawda mandat może opiewać na kwotę w przedziale od 160 do 321 euro, co nie wydaje się aż tak dotkliwe, ale można również trafić za kratki – nawet na 30 dni. W Luksemburgu posiadacz antyradaru również może znaleźć się w więzieniu na czas od trzech dni do ośmiu lat. Wysokie kary czekają amatorów nielegalnej pomocy w Hiszpanii - 6000 euro, w Austrii - do 4000 euro, w Grecji - do 2000 euro, we Francji - do 1500 euro, w Belgii - do 1000 euro. W niektórych krajach Europy zauważony przez policjanta antyradar zostanie zniszczony lub skonfiskowany. Tak może się stać m.in. w Szwecji, Norwegii, Austrii, Holandii, a także na Litwie.
Podczas zagranicznych wakacji większość kierowców spodziewa się zakazu użytkowania antyradarów. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że może wpaść w tarapaty z powodu swojej nawigacji. Nie chodzi tu o kwestię legalności oprogramowania GPS, ale o bazę punktów POI. W przypadku niektórych map użytkownik może włączyć ostrzeganie przed fotoradarami. Okazuje się, że jest to nielegalne we Francji, w Irlandii, na Litwie, w Luksemburgu, Holandii, Norwegii, Portugalii i Rumunii.
Ciekawe rozwiązanie, które zezwala na posiadanie antyradaru, ale tylko jeśli został on kupiony za granicą, obowiązuje m.in. w Belgii, Francji, Luksemburgu, Holandii i Norwegii. Dzięki temu turysta przejeżdżający przez te kraje może - najlepiej w bagażniku - przewieźć urządzenie, które legalnie wykorzysta w innym kraju.
Jakie są inne sposoby na uniknięcie mandatów? Oczywiście najpewniejszym z nich jest po prostu przepisowa jazda. Inny to na przykład jammery, czyli urządzenia, które - zgodnie z deklaracjami producentów - mają zmieniać wynik widziany przez policjanta na wyświetlaczu „suszarki”. Skuteczność jammerów jest wysoce wątpliwa, a dodatkowo mogą one powodować zakłócenia w działaniu nie tylko policyjnych urządzeń pomiarowych, ale także telefonów komórkowych czy sprzętu medycznego.
Można też uciec w świat aplikacji, np. Yanosik, Speed Alarm, Navi Expert. Działanie wszystkich aplikacji jest stosunkowo podobne. Umożliwiają one użytkownikom wzajemne ostrzeganie się przed patrolami policji. W momencie zbliżania się do niego otrzymujemy komunikat głosowy, określający odległość od „miśków”. Problem polega jednak na tym, że – podobnie jak w przypadku CB-radia – skuteczność tego sposobu zależy od liczności i aktywności grupy posiadaczy danego oprogramowania. Ma się jednak pewność, że rozwiązanie to jest w pełni legalne.
Źródło: ADAC, Europejskie Centrum Konsumenckie (Niemcy)
tb/mw/