Aktywiści Greenpeace opuścili zajętą przez siebie platformę wiertniczą Gazpromu w Arktyce, gdyż przez jej załogę byli polewani lodowatą wodą i obrzucani metalowymi przedmiotami - poinformował dziennik "Kommiersant".
Rosyjska gazeta powołała się na dyrektora wykonawczego tej międzynarodowej organizacji ekologicznej Kumiego Naidoo, który kierował akcją na platformie.
Sześciu członków Greenpeace w piątek rano wspięło się na należącą do rosyjskiego koncernu platformę wiertniczą Prirazłomnaja w Zatoce Peczorskiej na Morzu Barentsa, by zaprotestować w ten sposób przeciwko wydobyciu ropy naftowej w tej części Arktyki.
Aktywiści organizacji dotarli do platformy na trzech nadmuchiwanych łodziach zwodowanych z będącego własnością Greenpeace statku "Arctic Sunrise". Spędzili 12 godzin w namiocie zawieszonym na linach przymocowanych do platformy.
Złoże, na którym znajduje się Prirazłomnaja, oceniane jest na 526 mln baryłek ropy. Jego eksploatacja ma wielkie znaczenie dla Rosji, walczącej o utrzymanie się w czołówce światowych producentów ropy naftowej.
Greenpeace alarmuje, że ewentualny wyciek ropy z tego pola miałby katastrofalne skutki dla środowiska naturalnego w regionie. Zdaniem organizacji wiercenia tam powinny być zakazane. Przynajmniej do czasu aż Gazprom opracuje przekonujący plan likwidacji skutków ewentualnego wycieku.
Według "Kommiersanta" rosyjski gigant przyznaje, że nie wie, jakie sankcje mogą zostać zastosowane wobec ekologów, gdyż ich akcja nie miała precedensu. Gazprom zapowiada, że przeprowadzi niezbędną ekspertyzę prawną.