29. Rajd Dakar: wypowiedzi Hołowczyca i Czachora
Trzeci etap 29. Rajdu Dakar prowadzący z Nadoru do Er Rachidia w Maroku o długości 649 km, w tym 205 km odcinka specjalnego, w rywalizacji motocyklistów wygrał Hiszpan Marc Coma (KTM), wśród kierowców samochodów triumfował Giniel de Villiers z RPA (Volkswagen Touareg).
Krzysztof Hołowczyc miał poważne problemy techniczne, zajął 90. miejsce i w klasyfikacji generalnej rajdu spadł na 42. miejsce. Jacek Czachor przyjechał w poniedziałek na metę na 18. pozycji ze stratą do zwycięzcy 20.43, Marek Dąbrowski był 32 tracąc do triumfatora Marca Comy 33.14.
"Problemy zaczęły się już w niedzielę po wyjeździe z Portimao. Długa dojazdówka, ponad 400 kilometrów, musieliśmy jechać szybko, aby zdążyć na prom - powiedział Krzysztof Hołowczyc na biwaku w Ar Raszidija. - Przy wjeździe do Malagi silnik w samochodzie zaczął się bardzo przegrzewać. Sądziłem, że to problem z wentylatorami, bo wszystko działo się podczas jazdy w korku. Ale następnego dnia okazało się, że jednak nie, że mamy po prostu duży wyciek z silnika. Nam się wydawało, że to pompa wody. Wyglądało na to, że nie mamy szans na wjechanie na odcinek specjalny o własnych siłach".
"Zdecydowaliśmy, że będzie nas holowała ciężarówka. Koledzy z drugiego, polskiego teamu zaoferowali swoją pomoc i zaproponowali holowanie. Na szczęście nie było to potrzebne - dodał Hołowczyc. - Przy wysokich obrotach udawało się utrzymywać częściową szczelność całego układu. W ten sposób udało nam się przejechać cały odcinek z pięcioma przerwami po 10-15 minut. Musieliśmy bardzo powoli nalewać wodę do układu chłodzenia, aby nie uszkodzić silnika. Jesteśmy na mecie, mam nadzieje, że ten pech już się zakończy. Martwi mnie tylko kolejność na starcie do jutrzejszego etapu. Wystartuję jako 90 zgodnie z zajętym miejscem na poprzednim etapie. Będzie dużo wyprzedzania, a to tutaj wielkie ryzyko".
"To był zupełnie inny etap niż w ubiegłym roku, chociaż też prowadził z Nadoru do Ar Raszidiji. Maroko dobrze znamy i wiemy, że musimy jechać bardzo czujnie, aby tutaj nie zakończyć startu w Dakarze - stwierdził Jacek Czachor. - Na jutro organizatorzy szykują nam niespodziankę. Mamy samodzielny biwak. Pozwoli to na uniknięcie dwukrotnego przejazdu dojazdówki, ale dla odmiany nie będziemy tam mieli serwisów, a więc również swojego normalnego wyposażenia. Noce są tutaj dość zimne i nie wiem jak organizator wyobraża sobie spanie bez namiotu i śpiwora".
Czwarty, wtorkowy etap rajdu prowadzi z Ar Raszidiji do Warzazat i liczy 679 kilometrów. Dojazd do próby sportowej ma 96 kilometrów długości, a odcinek specjalny 405 km. Samochody i ciężarówki pokonają jeszcze 178 kilometrów trasy do bazy, natomiast motocykliści będą mieli swój biwak kilkanaście kilometrów za metą odcinka.