Krzysztof Hołowczyc z pilotem Jeanem Marcem Fortinem o godzinie 11.10 (czasu polskiego) wystartowali jako 97. samochód na trasę 9. etapu Rajdu Dakar z Tichit do Nemy. Po poważnej awarii samochodu Hołowczyc i Fortin dotarli do biwaku w Tichit dopiero około trzeciej nad ranem - poinformował zespół Orlen Team.
Jeszcze po Hołowczycu dojechał do mety ósmego etapu motocyklista Jarosław Cisak. Z powodu kontuzji ręki nie wystartował jednak do dziewiątego etapu.
Nissana Navarę Krzysztofa Hołowczyca, w którym podczas niedzielnego etapu uszkodzony został tylny most, udało się prowizorycznie naprawić na trasie. Na biwaku w Tichit załoga wraz z mechanikami dokonała jeszcze poprawek i auto mogło ruszyć na trasę.
"Wyglądało to okropnie - opisywał Hołowczyc skutki uderzenia podwoziem o kamień już na początkowych kilometrach niedzielnego etapu. - Tak, jakby pół auta zostało z tyłu urwane. Pod wpływem uderzenia puściły mocowania tylnego mostu. Cały most został przesunięty do tyłu. Zniszczone zostały amortyzatory, wał napędowy i wiele innych części. Na szczęście prawie wszystko miała nasza T Czwórka (ciężarówka serwisowa - PAP). Nie było aż czterech amortyzatorów, a więc tył jest trochę osadzony niżej, nie było także wszystkich drążków, niektóre prostowaliśmy i jedziemy dalej".
"Staramy się nie poddawać - dodał kierowca - Taki jest Dakar. Podobne problemy, na które ani kierowca, ani pilot nie mają wpływu, zdarzały się już także innym. Mieliśmy po prostu wyjątkowego pecha. Sportowo każdy następny, przejechany odcinek specjalny jest dla mnie bardzo ważny i dlatego na pewno nie zrezygnujemy. Musimy przejechać ten Dakar chociaż żałujemy tej straconej szansy na dobry wynik".
Bardzo rozczarowany był w Tichit Jarosław Cisak, który musiał zrezygnować z dalszej jazdy. "Odnowiła mi się kontuzja ręki. Na biwak dotarłem po Hołku, który wyprzedził mnie już pod Tichit. Ostatnie 100 kilometrów prowadziłem motocykl tylko jedną ręką. Jazda w taki sposób nie jest dalej możliwa i muszę zrezygnować" - powiedział Jarosław Cisak.