15 lat temu zginął Marian Bublewicz
Dzisiaj mija 15 lat od tragicznej śmierci Mariana Bublewicza. Była sobota, 20 lutego 1993 r. Podczas IX Zimowego Rajdu Dolnośląskiego pięciokrotny mistrz Polski w rajdach samochodowych i wicechampion Europy miał wypadek. Po kilku godzinach zmarł w szpitalu w Lądku-Zdroju. Przeżył niespełna 43 lata.
Zgodnie z zapisem podyktowałem: prawy trzy! Oznaczało to szybkość w granicach 100 km/godzinę. Miałem nawet zaznaczone, że ślisko. Poczułem, jak sierra poszła bokiem. To normalne. Jednak po kontrze Mariana samochód nie zareagował. Wylądowaliśmy na drzewie. Rozległ się potworny huk. Cała siła uderzenia trafiła na lewe drzwi. Klatka bezpieczeństwa nie wytrzymała. Auto niemal owinęło się wokół pnia. Marian został uwięziony w pogiętych blachach. Nie mogłem w żaden sposób mu pomóc. Wyszedłem przez szybę, byłem w szoku. Naprawdę nie wiem, po jakim czasie zjawiła się karetka pogotowia i zabrała mnie do szpitala. Miałem złamaną rękę i rozbitą głowę. Te obrażenia były jednak bez znaczenia. Bardzo długo nie potrafiłem oswoić się z myślą, że już nigdy nie wyruszymy razem na trasę”, wspomina Ryszard Żyszkowski, który siedział wtedy na fotelu pilota.
Popularny w środowisku „Bubel” na śniegu i lodzie jeździł wybornie. Siedmiokrotnie wygrywał Rajd Dolnośląski. To była jedna z jego popisowych imprez. Na początku 1993 r. zapowiedział debiut nowym fordem escortem cosworth. Mechanicy nie zdążyli jednak na czas złożyć auta. Zabrakło niektórych elementów wyposażenia, między innymi skrzyni biegów. Tuż przed startem sprowadzono więc z Belgii forda sierrę, którą w sezonie 1992 jeździł Patrick Snijers. Tylko pozornie był to identyczny egzemplarz. Bublewicz triumfował wprawdzie na dwóch pierwszych odcinkach specjalnych, lecz podczas kolejnego wpadł do rowu. Widać było, że nie czuje tego samochodu. Stracił 20 sekund, wyprzedziły go toyoty Pawła Przybylskiego i Marka Gieruszczaka. Wbrew radom przyjaciół nie wycofał się z rywalizacji. Nie chciał wykpić się awarią turbinki. Z jego twarzy znikł jednak tak dobrze znany wszystkim uśmiech. Dokładnie o 11.15 załoga Bublewicz – Żyszkowski wyruszyła z Orłowca do Złotego Stoku. Pokonali niespełna 4 kilometry...
_ Więcej w Trybunie _