14-latek włamał się do samochodu. Nowe auta są gorzej zabezpieczone
Coraz więcej elektroniki w samochodach ma na celu ułatwienie jazdy i uczynienie jej wygodniejszą. Systemy multimedialne z internetem, bezkluczykowy dostęp, kamery i czujniki radiowe – to tylko część z rozwiązań, które stają się normą w najnowszych autach. Wszystkie te przydatne rozwiązania tworzą jednak problem, który do tej pory nie dotyczył samochodów – możliwość ataków hakerskich.
W czasie, gdy komputeryzacja samochodów postępuje bardzo szybko, a kolejni producenci zapowiadają autonomiczne pojazdy, ryzyko związane z rozbudowaną elektroniką wzrasta. Przeciwnicy takich rozwiązań jak „drive-by-wire”, czyli jedynie elektronicznego połączenia pomiędzy kierownicą a kołami, wskazują, że terroryści mogliby przejąć kontrolę nad samochodem i doprowadzić do tragedii. Jest to jednak bardzo mało prawdopodobne, ale istnieje inne, bardziej realne zagrożenie. Już teraz możliwe jest włamanie się do samochodu i sterowanie jego podstawowymi funkcjami. Udowodnił to pewien czternastolatek.
Co roku organizowana jest impreza CyberAuto Challenge, podczas której uczniowie i studenci starają się złamać zabezpieczenia samochodowych systemów komputerowych. Ma to pomóc producentom w ulepszaniu ich rozwiązań. W tym roku prawdziwym zaskoczeniem okazało się odkrycie pewnego 14-latka. Uczeń udał się do popularnego sklepu z elektroniką, gdzie za 15 dolarów zakupił elementy, z których złożył urządzenie do zdalnego sterowania. Okazało się, że za jego pomocą może kontrolować podstawowe funkcje auta, jak włączenie wycieraczek lub świateł.
Odkrycie to uświadamia, że w dzisiejszych czasach każdy może włamać się do nowoczesnego samochodu, korzystając z łatwo dostępnych elementów. Nie jest to pierwsza tak poważna informacja dotycząca zabezpieczeń w nowych modelach. Niedawno BMW było zmuszone do poprawy oprogramowania, gdyż luka w nim pozwalała na szybki i bezinwazyjny sposób zdalnego otwarcia samochodów tej niemieckiej marki, a także Mini i Rolls Royce’a.
Jednak problem ten nie dotyczy tylko jednego producenta. Według statystyk londyńskiej policji, aż 42 proc. skradzionych w zeszłym roku w tym mieście samochodów, zniknęło dzięki wykorzystaniu technologii bezkluczykowego dostępu.
Jak taka kradzież wygląda w praktyce? Niezwykle wygodny system wykrywa, czy w najbliższym sąsiedztwie samochodu znajduje się kluczyk i właśnie to samo wykorzystują złodzieje. Jedna osoba staje blisko właściciela auta trzymającego nadajnik w kieszeni i dzięki niewielkiemu urządzeniu jest w stanie przekazać sygnał nawet kilkaset metrów dalej, gdzie drugi złodziej, znajdujący się obok samochodu, może go bezproblemowo otworzyć, a nawet uruchomić. Badający to zagadnienie Szwajcarzy sprawdzili pojazdy ośmiu producentów i nie mieli problemu z odjechaniem żadnym z nich. Co równie ważne – koszt takiego urządzenia pozwalającego na kradzież auta nie przekracza 1000 dolarów.
sj, moto.wp.pl