12-latek przejechał 350 km za kółkiem
Dochodziła północ. W niewielkiej podpiotrkowskiej miejscowości dwunastoletni Tomek wziął z marynarki ojca 900 zł i kluczyki do volkswagena passata. Niezauważony przez rodziców ruszył w drogę do Białegostoku. Postanowił odwiedzić kolegę.
Rano rodzice chłopca z przerażeniem zauważyli, że nie ma go w domu. Kiedy zorientowali się, że w garażu nie ma samochodu, zaalarmowali policję. Podejrzewali, że chłopak został porwany. Dobrze się uczy, nie sprawiał kłopotów wychowawczych, jest w dobrych kontaktach z rodzicami.
Policjanci sceptycznie podeszli do takiej wersji zdarzenia. Zasugerowali ojcu dwunastolatka, żeby spróbował dodzwonić się na komórkę syna. Chłopak odebrał, a wtedy zdenerwowany ojciec opowiedział mu o poszukiwaniach i zgłoszeniu sprawy na policję. Nastolatek przestraszył się nie na żarty. Zatrzymał się na poboczu między miejscowościami Zabłudów i Trześcianek. Zgodnie z instrukcjami wydanymi przez ojca, czekał na radiowóz. Był 350 km od domu rodziców.
Jak się okazało, to ojciec nauczył dwunastolatka jak prowadzić auto. - Chłopak często sam odprowadzał auto do garażu - dodaje st. post. Małgorzata Para, rzecznik piotrkowskiej policji. Jak poinformowali policjanci, nastoletni rajdowiec nie poniesie konsekwencji. Marek Obszarny