O sensie fotoradarów można długo rozmawiać. Jedno jest jednak pewne – w zdecydowanej większości kierowcy przy nich zwalniają. Po zmianach przepisów każdy fotoradar jest dokładnie oznakowany i na ogół widoczny z daleka, a kierujący może mieć pewność, że w żółtej skrzynce znajduje rejestrator. Przeciwnicy takich urządzeń powiedzą, że po ich minięciu kierowca i tak przyspiesza, ale przynajmniej przy samym fotoradarze jedzie zgodnie z przepisami. Są jednak wyjątki.
Unijny system wymiany informacji o kierowcach pozwala, aby mandaty z fotoradarów trafiały również do obywateli innych państw wspólnoty. Jednak w przypadku samochodów z tablicami spoza UE Inspekcja Transportu Drogowego pozostaje bezsilna. Uzyskanie informacji o tym, do kogo należy auto, a następnie wyegzekwowanie kary, są po prostu niemożliwe. Wiedzą o tym sami kierowcy w samochodach spoza Unii. Mają oni przepisy za nic i przekraczają prędkość nawet przy fotoradarach. Jak duża jest to skala? Aż 9 proc. wszystkich przewinień zarejestrowanych przez urządzenia stojące przy drogach dotyczą kierowców spoza UE. To oznacza, że do kosza trafia ok. 135 tys. mandatów rocznie.