Za każdy złomowany wrak samochodu stołeczna straż miejska mogła dostać 4 tys. zł. Nie dostała, bo urzędnicy pomylili teczki i złożyli dokumenty cztery miesiące po terminie - pisze "Życie Warszawy".
Gruchoty zalegające ulice radni Warszawy przekazują straży miejskiej, bo to ta formacja zajmuje się ich usuwaniem. Musi ona na własny koszt odholować pojazd na parking. Później pilnować terminów, bo na parkingu auto może czekać na właściciela sześć miesięcy. Po tym czasie gmina przejmuje wrak na własność i oddaje straży, by ta dostarczyła go do stacji demontażu.
Od 2007 r. za każdego gruchota miastu przysługuje 4 tys. zł dofinansowania z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Pieniądze wpłyną do budżetu miasta, jeśli straż w terminie złoży wniosek do funduszu o dofinansowanie. Rok temu jednak nie zdążyła. Miastu koło nosa przeszło co najmniej 2 mln zł, ponieważ co roku z ulic usuwa się kilkaset porzuconych samochodów - wylicza "Życie Warszawy".