Koniec z polowaniem na kierowców pod Ustką. Zmotoryzowani walnie przyczynili się do plajty urządzenia.
Kierowcy przykładnie respektowali ograniczenia prędkości, nie dając zarobić fotoradarowi na własne utrzymanie. Władzom gminy nie opłacało się go więc już rozstawiać na gminnych drogach, bo koszty obsługi i obróbki zdjęć przewyższały wysokość wystawianych mandatów. Turyści chętnie odwiedzają nadbałtycki kurort. Całe rzesze ciągną na wakacje do Ustki, czy nie mniej popularnych Rowów. Przenośny fotoradar miał być łatwym sposobem na zarobek dla władz gminy.
Jeszcze w poprzednim sezonie jednego dnia potrafił złapać nawet 500 kierowców! Gminni księgowi zacierali ręce.
Ale tegoroczny sezon okazał się wyjątkowo „pechowy”. Maszyna nie była w stanie zarobić na własne utrzymanie. Liczba samochodów złapanych przez ustecki fotoradar spadła do zaledwie 20 dziennie. Do tego kierowcy przekraczali dozwoloną prędkość o zaledwie 5 kilometrów.
- Kierowcy sami zaczęli jeździć wolniej, co przełożyło się na podjęcie decyzji o rezygnacji z urządzenia. A średnia prędkość przekraczana przez kierowców pozwalała na wystawienie co najwyżej mandatu w wysokości 50 złotych. Obróbka zdjęcia i koszty wysyłki mandatu do kierowcy wahają się w granicach 65 złotych - tłumaczy Anna Sobczuk-Jodłowska, wójt gminy Ustka.
I tak oto fotoradar trafił do magazynu firmy, która ten radar wynajmowała władzom gminy...
- W ogóle nie jest mi żal po tym urządzeniu. Fotoradary tylko miejscowo poprawiają bezpieczeństwo na drodze. Niech lepiej drogi zbudują - mówi nam kierowca Mirosław Winiaszek (56 l.) z usteckiego Grabna.
A inni zmotoryzowani mówią, że kierowcy z całej Polski mogą brać przykład z tego co stało się z usteckim fotoradarem. Wystarczyło zdjąć nogę z gazu, a już skończyło się polowanie na drodze.
- Postawa kierowców jest warta pochwały - przyznaje podkomisarz Robert Czerwiński (34 l.) ze słupskiej policji.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Bill Clinton przechodzi na weganizm
lop