Jeszcze kilka lat temu myśl o polskim supersamochodzie była równie egzotyczna, jak pomysł stworzenia na wyspie Wolin plantacji bananów. Dziś można mieć graniczące z pewnością przekonanie, że pojazd ten powstanie, choć będzie dostępny tylko dla garstki wybrańców losu.
By odnieść sukces, trzeba znaleźć niewypełnioną niszę rynkową lub pobić mistrza. Jeśli chodzi o auta mogące pochwalić się najlepszymi osiągami, to konkurencja jest tu ogromna. Sądząc po wyglądzie Arrinery, polska konstrukcja będzie rywalizować przede wszystkim z Lamborghini. Oczywiście trudno będzie rodzimej firmie podnieść rękawicę w dziedzinie estymy, jaką cieszą się pojazdy z czarnym bykiem na żółtym tle. Bardziej atrakcyjna będzie jednak cena. Jak powiedziała nam Magdalena Jarek z firmy Arrinera, cena podstawowego modelu Arrinery będzie kosztowała 500 tys. zł. To ogromna kwota, ale za pierwsze sprzedane w Polsce Lamborghini Aventador nabywca musiał zapłacić ponad 1,7 mln zł.
- Coraz częściej zgłaszają się do nas osoby zainteresowane kupnem Arrinery – dodaje Magdalena Jarek. – Większość odbieranych przez nas telefonów w tej sprawie pochodzi w Europy Zachodniej i krajów Bliskiego Wschodu. Samochód jest jednak wciąż w fazie przedprodukcyjnej, która potrwa jeszcze kilka miesięcy. Pierwsze zamówienia, a więc i zaliczki, będziemy przyjmować końcem 2012 roku. Przewidujemy, że pierwszy samochód produkcyjny wyjedzie na drogi w pierwszym lub drugim kwartale 2013 roku.
Czy warto wydać pół miliona złotych na auto z Polski? Pod maską Arrinery znalazł się silnik V8 o pojemności 6.2 l i mocy 650 KM oraz momencie obrotowym 820 Nm. Dzięki niskiej masie ograniczonej do 1300 kg samochód osiąga 100 km/h w 3,2 s., a do 200 km/h w 14,3 s. Maksymalna prędkość Arrinery ma wynieść 340 km/h. Nabywca polskiego „bolidu” będzie mógł wyposażyć swoje auto w elementy nadwozia i wnętrza wykonane z włókna węglowego lub Kevlaru, a nawet kamerę termowizyjną, której zadaniem będzie wykrywanie pieszych w warunkach słabej widoczności.
tb/