[
Boicie się, że niedługo wszystkie fajne samochody znikną z ulic? Że zastąpią je elektryczne i hybrydowe bzdurki o urodzie chłodziarko-zamrażarki? Że sporty motorowe polegną pod naporem zakompleksionych histeryków, którzy tak drżą przed prawdziwym światem, że wolą przytulać się do drzew w lesie? Ja się boję. Na szczęście dla nas wszystkich z domieszką benzyny we krwi spece od sportów motorowych kombinują, jak sprawić, by nasze ukochane dyscypliny nie uległy darwinowskiej eliminacji. W niektórych krajach jeżdżą wyścigówki zasilane bioetanolem, w Le Mans po raz kolejny wygrywa diesel, a w mistrzostwach świata samochodów turystycznych (bardzo podobnych z wyglądu do seryjnych) benzynowe BMW, Chevrolety i Hondy przegrały z turbodieslem Seata. Ale przecież wyścigi samochodowe jednoznacznie kojarzą się z wysokoobrotowymi silnikami, spalającymi pachnącą jak ekskluzywne perfumy wyczynową benzynę! Czy jest
tam miejsce dla smrodliwego, wolnoobrotowego agregatu, który przywodzi na myśl raczej ociężałą maszynę rolniczą niż zwinną wyścigówkę?
* WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII * *Formuła mistrzów *
Naprawdę popularne są na świecie tylko trzy serie sportów motorowych: Formuła 1, rajdowe samochodowe mistrzostwa świata (WRC) i wyścigowe mistrzostwa świata samochodów turystycznych (WTCC). Te ostatnie bardzo podobają się kibicom, bo w wyrównanej walce zmagają się tam auta podobne do seryjnych samochodów, które można kupić w salonie - BMW serii 3, Chevrolet Lacetti, Seat Leon. Wśród kierowców WTCC znaleźć można wielu gigantów ze świata wyścigówek o blaszanych dachach: Andy Priaulx, Alain Menu, Nicola Larini, Yvan Muller. Walczą na milimetry, niezwykle widowiskowo. Regulamin mistrzostw mocno ogranicza konstruktorów wyścigówek, które mają dwulitrowe silniki. Seat Sport pod kierunkiem Jaime Puiga uważnie przeczytał regulamin i w minionym roku zdobył tytuł mistrza świata konstruktorów i kierowców, posługując się Leonem z silnikiem TDI.
Mam nim dzisiaj jeździć. Puig podczas briefingu dla kierowców
wspomina o tym, że auta są potrzebne w następny weekend, gdy fabryczni kierowcy Muller i Tarquini będą trenować. Cholera jasna, jakby brakowało mi powodów do zdenerwowania... Na dodatek Jason Barlow, kolega z brytyjskiej edycji "Top Gear", który ma jechać przede mną, sugeruje, że lepiej będzie, "if we take it easy". No pewnie. Ale też bujać się powoli jak taksówką nie mam zamiaru. Czekając na swoją kolej, wciskam się za kierownicę Seata Leona Eurocup z benzynowym silnikiem turbo. To w zasadzie takie samo auto jak Leony Supercopa, które znamy z polskich torów wyścigowych. W przeciwieństwie do Leona WTCC TDI, którego silnik brzmi jak budowlany kompresor do napędu młotów pneumatycznych, benzynowy motor wersji Eurocup śpiewa głosem rasowej wyścigówki. Od środka też jest dobrze: przyspiesza sprawnie jak sto diabłów, skrzynia DSG z łopatkami przy kierownicy zmienia biegi jak trzeba, hamuje niczym zając, który wbiegł na połać rozgrzanego asfaltu. Fajne auto. *Nie lubi powolnej jazdy *
Przyglądam się Jasonowi wyjeżdżającemu z boksów dieslem WTCC. Wszyscy mają ogromne problemy przy ruszaniu z miejsca - długie przełożenia wraz z małym zakresem użytecznych obrotów diesla (1500-3800 obr.) sprawiają, że prawie każdy przede mną wychodzi na wyścigowego nowicjusza. Nie mam złudzeń, u mnie będzie tak samo. Gdy inżynier pomaga mi zapiąć pasy, myślę tylko o tym, co mówili wcześniej kierowcy. Przednie opony tego wozu są ekstremalnie przeciążone, tylne zaś nigdy się dostatecznie nie nagrzewają, w efekcie Leon TDI lubi kręcić piruety.
Tor pod Barceloną jest brudny, niedokończony, sporo na nim żwiru. Nie czuję się pewnie. Nauczono mnie, jak uruchomić silnik tego auta za kilkaset tysięcy euro (Leon Eurocup kosztuje ledwie kilkadziesiąt), gdy "coś się panu nie uda". Szarpię za metalową dzidę sekwencyjnej przekładni, jedynka zapięta, ruszam. Kiepsko, ale silnik nie gaśnie. Gaz do dna! Po
brzmieniu silnika nie sposób zorientować się, kiedy trzeba zmienić bieg, trzeba posiłkować się rządkiem diod świecących za kierownicą. Dwójka, trójka, czwórka, o rany, jak ten zakręt szybko się zbliżył. Za gwałtownie ująłem gazu, tył ucieka na zewnątrz łuku, gaz w podłogę, kontra, strużka potu na plecach pod kombinezonem, znowu zmiana biegu i następna. Hamuję grubo za wcześnie! W długim zakręcie auto klei się do asfaltu jak guma do żucia do podeszwy buta. Skuteczność tego samochodu na torze jest porażająca, zwłaszcza w długich, szybkich łukach. Mam wrażenie, że dałoby się nim postraszyć niejedno Porsche. To zasługa supertajnego przedniego zawieszenia. Silnik brzmi dziwnie, czuję się, jakbym jechał z głową w trzewiach odkurzacza, ale zakręty zbliżają się w tempie, które na mojej twarzy wywołuje głupkowaty uśmiech.
* WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII * Smrodliwa przyszłość
W porównaniu do WTCC TDI benzynowy Leon Eurocup rozczarowuje, choć dla takiego tradycjonalisty jak ja to spore zaskoczenie. Diesel jest trudny w prowadzeniu, ale daje potworną satysfakcję - przy zmianie biegu na szósty przy ponad 180 km/h adrenalina płynie ciągłą strugą. Jeśli to jest przyszłość wyścigów, ja to kupuję. Poważnie!