Trwa ładowanie...
31-01-2011 15:06

Niemcy czy Polacy - kto jest frajerem?

Niemcy czy Polacy - kto jest frajerem?Źródło: zdjęcie producenta
d3kmvp9
d3kmvp9

Ostatnio udałem się do niemieckiej miejscowości Neuss, niedaleko Dusseldorfu, gdzie miałem okazję uczestniczyć w nietypowej aukcji samochodów. Zaskoczenie dla Polaka absolutne.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Określając aukcję słowem "nietypowa" miałem na myśli niekonwencjonalną formę, która mnie całkowicie zaskoczyła. Nie była to jednak aukcja odbiegająca od innych, jakie co tydzień są tam organizowane. Zacznijmy zatem od początku.

Całe zamieszanie rozpoczyna się godzinę przed południem. Zaś sam budynek, w którym odbywają się transakcje jest otwarty już od godziny 9. Po otwarciu bram można wejść na teren aukcyjny, zarejestrować się, pobrać numer niezbędny przy licytacji i katalogi oferowanych samochodów. Ważne też jest to, że aukcja jest oferowana wyłącznie do osób zajmujących się handlem samochodami i będącymi zarejestrowanymi w organizacji BCA (British Car Auctions). Tym samym na sali nie ma tłumów, a zwłaszcza brak tam polskich handlarzy, tak licznych na innych naszych giełdach.

W ciągu tych dwóch godzin od otwarcia firmy, do pierwszej licytacji można dokładnie przejrzeć ofertę kilkuset samochodów. Z reguły liczba aut waha się w zakresie od 400 do 500 sztuk. Wszystkie pojazdy są wystawione na ogromnym placu przed budynkiem aukcyjnym. Samochody cały czas są pootwierane, mają na siedzeniach wszystkie dokumenty serwisowe oraz kluczyki w stacyjkach. Każde z nich można dokładnie obejrzeć, uruchomić silnik, zajrzeć do bagażnika, a nawet pod fotele. Nie ma jedynie możliwości dokonania jazd próbnych. Wydaje się zapewne dziwne, w jaki sposób obejrzeć 400 samochodów, umieszczonych na wielkim placu? Do tego bez żadnej chronologii rocznikowej czy alfabetycznej.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Na szczęście w katalogu, który otrzymujemy po rejestracji są dokładnie ustalone numery przydzielone na aukcji poszczególnym modelom. I właśnie dzięki temu możemy bez kłopotu ustalić, gdzie stoi samochód który nas interesuje. Przykładowo, jeżeli interesuje nas Opel Corsa, to patrząc w katalogu widzimy jakie numery mają te samochody (często są bardzo zróżnicowane, przykładowo 5, 42, 94, 260 itp) i szukamy interesujących nas wersji. Tym samym te dwie godziny, to czas, który z nadmiarem wystarcza do dokładnego poznania oferty. Ponieważ aukcja jest wystawiona trzy dni wcześniej w Internecie, wielu handlowców (celowo używam słowa handlowcy, bo nijak mają się oni do handlarzy na naszych giełdach i w komisach) przyjeżdża w samo południe, jeśli interesuje ich np. model, którego aukcja odbywa się później. Kolejnym szokiem była sama licytacja. Odbywa się ona w budynku o szerokości ok. 15 metrów, w
którym jest droga przejazdowa, z obu stron zamknięta drzwiami. Z jednej strony przejazdu znajduje się konsola wyglądająca jak ta używana w dyskotece, a po drugiej stronie - ławki, ustawione niczym trybuna na stadionie. Punktualnie o godzinie 11, jeden z dwóch mężczyzn siedzących za konsolą prosi o wjazd pierwszych samochodów. Na drogę wjeżdżają wówczas trzy pojazdy o kolejnych numerach i rozpoczyna się klasyczna licytacja: "pojazd marki x, o przebiegu y... itd.".

d3kmvp9

Następnie zostaje podana cena wywoławcza i zaczynają się emocje. Co ciekawe, to pierwszy raz kiedy możemy się tego dowiedzieć. Każde podniesienie tabliczki z numerem podbija cenę o 100 Euro. Emocje sięgają zenitu, bo każda licytacja trwa zaledwie pół minuty. Po tym czasie pojazd znika za przeciwległymi drzwiami. Po pierwszej aukcji zaraz rozpoczyna się kolejna licytacja.

Szoku część dalsza. Pierwsze zdziwienie, przyzwyczajonego do naszych giełdowych zwyczajów obserwatora, będzie zapewne już na placu handlowym, czy podczas oglądania katalogu. Okazuje się bowiem, że nie sposób znaleźć auto z takim przebiegiem jak podobne rocznikowo w Polsce. Każde z nich ma nakręcone, średnio o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów więcej. Jest to ewidentny przykład tego, że w Niemczech samochody naprawdę jeżdżą, a fakt małego przebiegu auta sprowadzonego do Polski jest dowodem, jak to określają fachowcy od cofania: "korekty licznika". Tym którzy będą usiłowali podważać moje słowa dam jeszcze jeden argument: te samochody kupują Niemcy i sprzedają później Niemcom.

Jeszcze większy szok przeżyjemy słysząc ceny. Karuzela licytacyjna kręci się wprawdzie bardzo szybko, ale gdy przeliczymy, okazuje się, że w Polsce na giełdzie samochód kosztuje ok. 8000 Euro. Natomiast w Neuss cena wywoławcza wynosząca 7000 Euro, szybko osiąga 7800 Euro. Do tego trzeba doliczyć prowizję od transakcji - 200 Euro, to gdzieś nam ginie zarobek handlarzy. A do całego zamieszania trzeba jeszcze doliczyć przecież koszt podróży, hoteli i jedzenia. Skąd zatem tak korzystne oferty na naszych giełdach? To pytanie pozwolę sobie pozostawić bez odpowiedzi.

Patrząc na duże przebiegi i wysokie ceny oraz na fakt, że to głównie Niemcy kupują auta na tej aukcji, można dojść do wniosku, że tam nie ma mądrych ludzi. Przecież u nas stoją te same samochody z małymi przebiegami, w stanie idealnym, których właścicielem był lekarz, lub matka dowożąca dzieci do szkoły, a do tego są tańsze niż w Niemczech. No ale - jak mówi przysłowie - "głupich nie sieją, sami się rodzą". Pytanie tylko: po której stronie granicy jest ta głupota?

Bogusław Korzeniowski

lop/mw/mw

d3kmvp9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3kmvp9
Więcej tematów