Kara za ubóstwo, czyli podatek ekologiczny
Polska motoryzacja nie ma szczęścia do rządzących. Po wejściu do Unii Europejskiej, rząd Leszka Milera wprowadził w życie „prawny bubel” w postaci podatku akcyzowego. Otwarto wówczas granicę dla samochodów dotychczas nie wpuszczanych do Polski, jako szkodliwe dla środowiska. Momentalnie rozpoczęło się nagminne ściąganie wiekowych samochodów, a importerzy - nie nękani przez nikogo - fałszowali faktury zakupu, ośmieszając polskie ustawodawstwo i organy pilnujące porządku.
Zmienić miał to rząd PiS. Jednak, zamiast zająć się upadającym rynkiem motoryzacji, rozpoczęto - bardziej medialne - poszukiwanie „czarownic PRL” i wyimaginowanych oszustów. Tymczasem do Polski nadal wjeżdżały setki tysięcy samochodów. Należy jednak podkreślić, że zgodnie z doktryną partii nie było wówczas „kolesiostwa” i każdy - zgodnie z ideą równości - miał równe szanse na oszustwo. Oczywiście, więcej zarabiał sprowadzający fakturowanego na 500 Euro nowego Mercedesa, niż „zakupionego” za 10 Euro dziesięcioletniego Golfa, ale przecież równość też ma swoje granice.
Pierwszą normalność wprowadzono w czasie rządów PO, gdy nastąpiła weryfikacja cen fakturowych z wartościami rynkowymi. Jednak informacja o planach wprowadzenia nowego podatku odebrała nadzieję, że obecny rząd chce cokolwiek usprawnić. Akcyzę na samochody, zastąpi podatek ekologiczny i poważnie rozważana jest możliwość pobierania tego podatku corocznie od osób, które są już właścicielami aut.
O ile wprowadzenie podatku akcyzowego jest posunięciem słusznym i jedynym środkiem, mogącym skasować szarą strefę handlarzy, wyrównać szanse uczciwych i nieuczciwych importerów oraz ożywić rynek nowych modeli, to sięganie do kieszeni kierowców jeżdżących starszymi modelami byłoby naruszeniem prawa i uczciwości społecznej.
Po pierwsze: opodatkowanie podatkiem ekologicznym samochodów, od których została już zapłacona akcyza, z punktu widzenia prawa unijnego może budzić wątpliwości. Po drugie: nie można zapominać, że nikt dla przyjemności nie chce jeździć „pełnoletnim” Golfem.
Oczywiście, nie można, jak sejmowa opozycja, krzyczeć o wadach systemu, nie podając rozwiązań problemu. Stąd też nie poprzestaniemy jedynie na krytyce. Rozwiązanie jest jedno: od razu podatek ekologiczny jednorazowy przy pierwszej rejestracji w Polsce i ewentualnie coroczny ale tylko (!!!) od samochodów zarejestrowanych po wejściu w życie ustawy. Rozwiązanie takie pozwoli na obniżenie cen nowych modeli (zwłaszcza wersji z dużymi silnikami) w salonach i zwiększy podaż nowych samochodów.
Ograniczy też import wersji, które swój techniczny żywot w cywilizowanych państwach już zakończyły oraz wymusi stałą modernizację i odmładzanie parku samochodowego w Polsce, czyli efekt przeciwny do zafundowanego nam przez fachowców z SLD i PiS. Niestety, są to tylko pobożne życzenia. Co będzie? To zależy od ustawy rządowej i późniejszych prac sejmu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że 460 „mędrców z Wiejskiej” nie będzie kierować się partyjnymi przepychankami, ale głosem zwykłych ludzi.
Bogusław Korzeniowski