Dla wielu kierowców są natrętami, próbującymi wyłudzić pieniądze, dla niektórych jednak pomocą w pokonywaniu dalekiej trasy. Młodzi ludzie, myjący szyby samochodów oczekujących na zielone światło, dostali twardą szkołę życia. Zamiast spodziewanego zarobku muszą jednak zapłacić 4,5 tys. zł.
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że prowadzenie samochodu, którego przednia szyba jest brudna, nie jest bezpiecznym zajęciem. Nie każdy życzy sobie jednak, by bez naszej prośby, a nawet zgody czyszczono ją, gdy zatrzymamy się przed skrzyżowaniem na czerwonym świetle. Tak właśnie było we Wrocławiu. Kilka miejsc o szczególnie dużym natężeniu ruchu - m.in. Rondo Regana, okolice pl. Grunwaldzkiego oraz ul. Legnicka - były, jak informuje Gazeta Wrocławska, wręcz oblegane przez przedsiębiorczych młodych ludzi.
Ich sposób na zarobek pod gołym niebem szybko się zakończył. Do akcji wkroczyła straż miejska, która ukarała ich za stwarzanie zagrożenia na skrzyżowaniu. W ruch poszły bloczki i myjący szyby otrzymali mandaty - przeważnie po 500 zł. Łącznie dało to kwotę 4650 zł.
Oczywiście w tym miejscu można sobie zadać pytanie, czy kara była adekwatna do popełnionego czynu. Myjący szyby ludzie zagrażali przede wszystkim sobie. Jeśli nawet przed zapaleniem się zielonego światła nie udało się któremuś z nich ściągnąć piany z szyby, zadanie to bez kłopotu mogła wykonać samochodowa wycieraczka. Pozostaje jeszcze pytanie, czego do mycia szyb używano. Jeśli letniego płynu do spryskiwaczy, w niczym to nie zaszkodzi. Często używany przez oszczędnych płyn do mycia naczyń może jednak powodować uszkodzenie uszczelek.
Wrocławska straż miejska radzi, by osobom, które myją szyby aut oczekujących na zielone światło, nie dawać pieniędzy. To najpewniejszy sposób, by skłonić ich do przekwalifikowania się.
tb/sj