Trwa ładowanie...
26-06-2014 14:10

Jak zweryfikować „prawdziwe” rynkowe okazje?

Jak zweryfikować „prawdziwe” rynkowe okazje?Źródło: PAP/Marcin Bielecki
d2svtxv
d2svtxv

Niegdyś polska motoryzacyjna rzeczywistość prezentowała się nad wyraz ubogo. Po dziurawych, jak dziś, drogach poruszały się niemalże wyłącznie samochody produkcji państw komunistycznych. Dopiero otwarcie granic sprzed ćwierćwiecza, zapoczątkowało radykalne zmiany na naszych szosach. Polacy masowo zaczęli sprowadzać dotąd rzadko spotykane, wytwory zachodniej – lepszej – motoryzacji, chcąc pokazać się w rodzinnych stronach. Obecnie przywiezienie używanego auta z Niemiec, Francji, Włoch tudzież Holandii, nie stanowi większego wyzwania. Pojawił się za to inny, dużo poważniejszy problem – znalezienie godnego uwagi egzemplarza.

Nie wiedzieć czemu, zatrważająca większość z nas, decydując się na zakup sprowadzonego z zachodu samochodu, liczy na pokaźną różnicę w cenie, jak i nienaganny stan techniczny. Kłopot jednak w tym, że w ubóstwianych przez polskich importerów Niemczech, za zadbaną sztukę zapłacimy sporo więcej niż na rodzimym rynku wtórnym. Wszelkiej maści cenowe okazje już od pierwszej chwili powinny zwrócić naszą uwagę oraz uruchomić zdwojoną czujność. Paradoksalnie, nawet komisy prowadzone przez autoryzowanych dilerów nie gwarantują pewnego pochodzenia używanego pojazdu – niekiedy same „korygują” ich przeszłość żerując na naszej naiwności.

Problematycznych dylematów podczas poszukiwania godnego kupna auta mamy mnóstwo, ze wspomnianymi okazjami cenowymi na czele. Większość kupujących ma podstawową zasadę, minimalizującą ryzyko trafienia na przysłowiową skarbonkę bez dna – ograniczone zaufanie. Nie warto wierzyć zapewnieniom sprzedawcy w perfekcyjny stan oglądanego pojazdu, autentyczny przebieg lub niemalże bezwypadkową historię – niezależnie czy jest nim handlarz, czy osoba fizyczna. Aby ustrzec się przed nieprzyjemnościami, lepiej sprawdźmy we własnym zakresie, czy aby na pewno nie mamy do czynienia z anglikiem po przekładce, powypadkowym składakiem lub autem po powodziowym.

Jeszcze nie tak dawno Polacy ochoczo sprowadzali sprzedawane za bezcen używane auta z Wielkiej Brytanii. Wystarczyło znaleźć w kraju „specjalistę”, który w kilka dni zmieniał wersję przystosowaną do ruchu lewostronnego, do kontynentalnych realiów. Taka operacja pochłaniała co prawda kilka tysięcy złotych (w zależności od modelu), jednak w ostatecznym rozrachunku klient zyskiwał na całym procederze. Niestety, popularna przekładka wiąże się z poważną ingerencją owego fachowca w newralgiczne elementy konstrukcyjne samochodu oraz instalację elektryczną.

Tylko wybrani producenci stosują uniwersalne grodzie oddzielające przedział pasażerski od komory silnika, wyposażony w dwa symetryczne otwory na kolumnę kierowniczą. W pozostałych przypadkach niezbędne jest wycięcie starej grodzi i wspawanie nowej – co prawie zawsze dostrzeżemy gołym okiem, przyglądając się jakości spawów i powłoki lakierniczej w komorze silnika. Kolejnym charakterystycznym dla „anglików” elementem jest całkowicie wymienione wnętrze, pochodzące zazwyczaj z powypadkowych egzemplarzy. By zauważyć różnicę w wyposażeniu i kolorystyce wnętrza, wystarczy rozszyfrować numer nadwozia. Dodatkową sugestią o wyspiarskim pochodzeniu auta, mogą być również rozmaite niedoskonałości w montażu, piski, stuki i nieregularne szczeliny pomiędzy poszczególnymi plastikami.

d2svtxv
(fot. PAP/Marcin Bielecki)
Źródło: (fot. PAP/Marcin Bielecki)

Podobną procedurą możemy rozpoznać w rynkowej okazji niedbale naprawionego rozbitka, nadającego się w rzeczywistości jedynie do kasacji. Popularne badanie grubości powłoki lakierniczej nie zawsze da nam prawdziwą odpowiedź. Handlarze z lubością tną koszty korzystając z bogactwa rynku używanych części zamiennych – stosując „zdrowe” elementy karoseryjne, skutecznie oszukując samozwańczych specjalistów. Jednak mimo wszystko, powinniśmy skrupulatnie sprawdzać wszelkie szczeliny montażowe w nadwoziu – jakiekolwiek odstępstwa od normy jasno informują nas o wypadkowej przeszłości.

Podobną diagnozę postawimy oglądając podwozie, zwracając szczególną uwagę na podłużnice, ramy pomocnicze oraz podłogę. Dla pewności możemy pokusić się również o badanie geometrii i pomiar całego nadwozia. W czasie nawet niewielkich stłuczek pękają liczne plastikowe mocowania zderzaków, nadkoli, czy osprzętu jednostki napędowej – nieuczciwi sprzedawcy przeważnie dokonują tylko powierzchownych i niedbałych napraw.

d2svtxv

Zdecydowanie trudniejszym zadaniem jest rozpoznanie w nienagannie prezentującym się samochodzie pamiątek po niedawnym zalaniu. Liczne powodzie w Europie każdego roku kreują rynek takich okazji. Wystarczy przecież skrupulatnie osuszyć wnętrze, wyprać tapicerkę, zastosować intensywny zapach i uporać się z mechanicznymi problemami. Szczęście w nieszczęściu, jeśli stosunkowo szybko znajdziemy wilgotne fragmenty tapicerki i niewyczyszczony szlam w niedostępnych z pozoru miejscach. Podobnie niewyjaśnione problemy z wariującą elektryką powinny skłonić nas do dokładniejszej weryfikacji danego auta. Sprzedawcy często wymieniają tylko zalane podzespoły odpowiedzialne za prace najczęściej używanych urządzeń pokładowych, odwracając w ten jakże prosty sposób uwagę kupującego od prawdziwych trudności.

Szukając auta na rynku wtórnym dla własnego dobra lepiej nie poświęcać czasu na cenowe okazje, będące w dużej mierze finansowymi pułapkami. Będąc pod wrażeniem bardzo atrakcyjnej ceny zakupu, z łatwością przeoczymy oczywiste znamiona dawnego zalania, poważnej kolizji bądź niedbałej przekładki, narażając się tym samym w przyszłości na unieruchomienie auta i bardzo kosztowne naprawy.

Piotr Mokwiński, moto.wp.pl

sj

d2svtxv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2svtxv
Więcej tematów